Re: Szukający pracy - wasze wymagania i oczekiwania.
Wysłany:
Sob Maj 26, 2018 11:50 am
przez ElRybako
Absolwenci po UWMie są bardzo różni. Jako student ''mający się ku końcowi'' aktywnie zaznajomiony i zaznajamiający się ze środowiskiem i branżą, chętnie wypowiem się. Postaram się na bogato, co by niczego istotnego nie pominąć. 😉 Dyskusja wzbudziła we mnie pewne emocje, chętnie dodam ''kilka słów od siebie''.
Jakość materiału ludzkiego na studiach olsztyńskich jest rozmaita i to co dana osoba prezentuje sobą. System jest jaki jest, przyjmuje się na studiach różnych i różnie ludzie kończą – kierunek i roczniki jakoś trzeba utrzymać, takie czasy. Należy rozgraniczyć to jak ''trudno'' na kierunek dostać się, od tego jak trudno zdać i jeszcze tym bardziej od tego ile trzeba pracować, żeby określić się mianem ''jestem dobry''. Ktoś kto leciał na trójach i zdawał warunkowo, być może będzie miał minimalne wymagania od pracodawcy lub żadne. Ktoś z mizernym pojęciem i ambicją który jest ichtiologiem „tylko na papierze” może ma przeciętne oczekiwania i ambicje 😊 Jeden siedzi w rybach od małego od lat, wie sporo i szeroko z różnych źródeł, drugi tylko przebąkał 5 lat studiów jako tako i głąbek z niego.
Niby po jakich studiach i gdzie absolwent jest idealnie przygotowany do pracy w każdej gałęzi branży i każdym rodzaju firmy? Specyfiki pracy w danej firmie każdy musi się nauczyć, czy człowiek po studiach czy ''praktyk” zmieniający pracę. Lata temu warunki pracy po studiach i płace wyglądały jak wyglądały, ale to nie oznacza, że teraz musi być tak samo. Świetna logika – jak ja kiedyś miałem ciężko, to do końca świata i jeszcze dzień dłużej inni też muszą. Czasy się zmieniają. Nie można wychodzić z założenia, że z zasady po studiach człowiek mało wie i się nie zna, chociażby tuż obok studiów przez wiele lat można robić wiele na własną rękę. Nie każdy student zajmuje się na studiach głównie chlaniem…
Ja np. robiąc cokolwiek na tych studiach (a robiłem i robie wiele) i głownie dodatkowo jeszcze zdobywając pojęcie na własną rękę poza nimi, nigdy nie kierowałem się czymś na zasadzie zdam sobie te wszystkie przedmioty i będzie fajnie tylko raczej zawsze chodziło o sedno, czyli to jak będę robił to w praktyce. Jeśli jeszcze czegoś w praktyce nie robiłem...zdobywając pojęcie, wszystko człowiek układa sobie w głowie tak by po prostu być pewnym, że pójdzie i zrobi to w sposób praktyczny dobrze, buduje sobie grunt pod zawód i wykonywanie tego w praktyce, myśli cały czas nad tym jak to robiłem, co już robiłem a co i jak robił będę. Dość bezmyślnie i bezrefleksyjnie wykuć i zaliczyć tylko wszystko na bieżąco weryfikować z praktyką.
Często w teorii dobry absolwent (papierkowy) ma słabe wymagania, bo oceny często nie są świadectwem, generalnie chodzi mi o to, że człowiek który nie czuje się pewnie jako ichtiolog, wie gdzieś tam wewnętrznie że jest mizerny, może mieć i mizerne wymagania. Z drugiej strony, człowiek który lata w środowiskach związanych z rybami od dziecka, chłonie wiedze i pojęcie z różnych źródeł, żyje tym (pasjonat), na studiach radził sobie wyśmienicie, praktykował tyle co trzeba w ramach praktyk (to w sumie niewiele) i jeszcze po godzinach (a to przez 5 lat studiów i długo przed nimi to już naprawdę wiele), posiada kursy/certyfikaty, ma świetną opnie… ktoś taki czuje swoją wartość i nie pójdzie na byle co. Po zawodówce do biedronki na magazyn, normowany czas pracy, po roku 3000 zł +. Kilka lat studiów, spory wkład w rozwój, 3000 i czas pracy no limit. Coś tu nie halo. 😉 Podstawą według mnie, dla młodego człowieka po studiach, jest taki start który umożliwi życie a nie wegetacje. Przykładowo 3500, mieszkanie póki czegoś nie znajdzie, może to nie konieczność ale dodatkowy atut, i taka praca która pozostawi jakiś czas wolny żeby i było jak to się mówi na co te pieniądze wydawać. Wielu ichtiologów zajmuje się wędkarstwem, pracując 7 dni (nawet jeśli w weekendy tylko kilka godzin np. przy karmieniu) w tygodniu niby kiedy mają być nad wodą? W nocy zamiast snu? 😊 Jeszcze a może przede wszystkim rodzina? Kiedy? Jakby tydzień miał 9 dni, 7 można pracować. Do tego co ważne, myślę, że stabilna firma z potencjałem i możliwością rozwoju zawodowego plus z czasem i finansowego to też ważny atut. 300 h w miesiącu i kilka tysięcy na start nie jest żadną sztuką, garb w wieku 30 lat również. Studia to inwestycja w siebie, czasowa i finansowa. Stąd też po studiach start powinien być w miarę mocny i szybki. Chociażby dlatego, że ktoś po technikum pracuję już kilka lat i np. odkłada sobie kase. 5 lat to dużo, bo przecież życie jest krótkie. Jeśli po studiach na które jest zapotrzebowanie absolwentów ktoś ma mieć gorzej albo tak samo co osoba pracują jakiś czas w branży po szkole średniej… Zamknijmy wszystkie uczelnie wyższe, bo gdzieś chyba dla niektórych odwróciły się wartości i logika.
Poruszę ulubiony element ''nielicznych zdolnych studentów'' wszelkich kwestii związanych z podjęciem pracy, czyli tzw. doświadczenie. W wielu gospodarstwach praktykant słyszy, że wy to na studiach marnujecie czas, w ogóle po co studiować, praktyka to podstawa, tylko praktyka. Kierując się ku logice i zdrowemu rozsądkowi, może jakiś przykład. Otóż, jeśli idę do pracy, znam się na rybach, daje sobie rade, to tak ważne jest ile pracowałem w danego typu firmie lat ?
Jak bokser wygra walkę o pas to powiedzą sory chłopie, nie dostaniesz, masz za mały staż i za młody jesteś? Ważne jest co potrafisz czy to ile masz lat i jaki staż ? Magister nie może mieć racji tylko zawsze ma ją doktor bo jest wyższy tytułem? Albo ktoś z większym stażem nie popełnia błędów ? Właśnie. Często rozmawiając z takimi osobami jak na pozór na ichtiologa z ichtiologiem przystało wychodzi ich przewspaniały poziom wiedzy ichtiologicznej, a raczej jej brak. Owszem, praktyka jest ważna. Tyle, że ona bywa bardzo różna. Tyle, że szeregowy pracownik gospodarstwa pstrągowego ma ją w gosp. pstr. i na tym jego świat się kończy. Zostałby rzucony do innej firmy o innym typie działalności i bez wiedzy ichtio zaginąłby w boju po pierwszym tygodniu. Osoba bez szerokiego pojęcia w temacie i wiedzy, wiele spraw nie dostrzeże, nie zwróci uwagi i nie będzie potrafiła zinterpretować. Wykonuje jakieś czynności, ale nawet tak naprawdę nie wie dlaczego. Studia przepracowane jak należy dają mocną podstawkę i filar, a potem jak w każdej konkretnej ''subbranży'' ‘czy firmie specyfiki działalności takowej trzeba się nauczyć.
W mojej opinii prawidłowe pytanie powinno brzmieć nie czy wiesz to z książki, czy od wujka, czy profesora, czy może już pracowałeś tu i tam, tylko czy potrafisz to zrobić. Czy umiesz wziąć stanowisko we własne ręce i poradzisz sobie – a to czy faktycznie ktoś ''ogarnia temat'' wyjdzie w praniu w pracy. Istnieje też takie pojęcie jak ''wiedza użyteczna', nie przeklepanie setek stron i zbiór chaotycznych informacji, tylko po prostu pojęcie w temacie. Wiem jak to zrobić, nie wnikając w szczegóły skąd to wiem. Wiedza czy doświadczenie…a jak ktoś ma 2 lata stażu pracy w jakiejś firmie to mamy pewność że faktycznie wiele z tego wyniósł ? Może właśnie dlatego szuka nowej pracy bo wyleciał przez błędy z poprzedniej… Wiedza nie pusta na zasadzie poczytałem sobie pierdoły, doświadczenie nie na zasadzie polatałem z kasarem, tylko raczej istotna kwestia brzmi czy potrafisz to zrobić, czy to co wiesz potrafisz i zastosować.
Jeszcze jedna kwestia spraw praktycznych. Jeśli na praktykach jak się przyjęło w wielu miejscach kraju student jest od koszenia i zbierania śniętych…sory źle to świadczy o wielu pracodawcach. To nie jest argument, że taka każdego droga na początku, że to normalne… Przypominam, taki ktoś jak Twój praktykant to przyszły ichtiolog. Ile od ciebie wyniesie, tyle potem wniesie do branży. Traktujmy się poważnie i profesjonalnie. Student medycyny idąc na praktyki do szpitala sprząta toalety? Nie sądzę. Tym czym zajmuje się ichtiolog po studiach, macie drodzy przyszli pracodawcy w zakładce opis absolwenta na stronie uczelni. 😉 Zakres jest szeroki, ale w jego skład nie wchodzi oprócz zadań ichtiologa - sprzątaczka, elektryk, mechanik, dział sprzedaży łamane przez sekretarka, szofer, spawacz, murarz, dekarz itd…. Do ichtiologa mają w firmie należeć głównie zadania ichtiologiczne i kierowanie grupą ludzi – produkcją.
Jeśli uważasz się za profesjonalistę i człowieka z klasą, nie cyckaj drugiego człowieka żeby zrobił ci wszystko, coś się spieprzyło, wynajmij od tego fachowca. Rozumiem, że ichtiolog wiedzę techniczną posiadać musi, zgoda, ale nie mylmy pewnych pojęć. Obsługa urządzeń to jedno, a naprawianie wszystkiego co się da i robienie wszystkiego co tylko możliwe to zwykłe szukanie frajera. 😊 Kończąc temat praktyk na studiach i podejścia hodowców – olewanie studenta na praktykach a potem mówienie, że brakuje mu doświadczenie wyniesionego podczas studiów jest zwykłą hipokryzją.
Jeśli chodzi o zdobywanie tzw. umiejętności praktycznych. W obecnym wymiarze studiów ze względu na powstałe kilka lat temu Centrum Akwakultury student który przejawia chęci może przez całe studia brać czynny udział czy też asystować w np. rozrodzie i podchowie różnych gatunków – podobnymi sprawy wykonuje się w kołach naukowych – jest to na pewno cenne doświadczenie. To, że nie ma czegoś w programie studiów obligatoryjnie, nie oznacza, że człowiek tego nie robi.
Ichtiolog w zasadzie dla wielu to nawet termin bez jasnej klasyfikacji (bo rzucają tym pojęciem bez namysłu na lewo i prawo), przyjęło się popularnie że to tzw. specjalista od ryb, mamy niestety sporo samozwańców w branży. Jak to wygląda naprawdę? Logia = nauka = studia wyższe. Ktoś to interesuję się medycyną i nawet w szpitalu bywa lekarzem medycyny nie jest. Ktoś kto hoduje 2 gatunki rybek akwariowych nie jest ichtiologiem, jak pójdę pobiegać na bieżnie raz w miesiącu maratończyk ze mnie żaden…tu się sprawy mają podobnie. Odławiając latami ryby na siatki albo karmiąc pstrągi też się nim nie jest. Goście po technikum rybackim, pracownicy gospodarstw ze stażem bez szkoły wyższej do grona ichtio również nie należą. I kwestia praktyki - to, że ktoś tam ma jakiś staż w branży wcale nie jest równoznaczne z tym, że dobry z niego ichtiolog. Ichtiologia to znacznie większy obszar wiedzy niż parę czynności… Mam wrażenie, że dla wielu hodowców szczytem umiejętności i kwintesencji hodowli jest umieć poprawnie podnieść ryby kasarem, zadbać o przepływ i pokarmić.
Meritum tej części…co człowiek po studiach to inna historia. System jest jaki jest, żeby dany rocznik jakoś się utrzymał zdarza się że z uczelni wychodzą młotki. Natomiast, zdarzają się i Ci na poziomie. Kiedyś na studiach ludzi było znacznie więc i było z czego wybierać, kiedyś poziom prezentowało wielu, dziś jest ich mniej (tych na poziomie), choć proporcjonalnie pewnie wypada to podobnie.
Jeżeli ktoś przed studiami i przez lata studiów angażuje się w swój rozwój, w badania, w koła naukowe – rozradza, hoduje, czy asystuje czy sam, często i publikuje – ma dryg do ryb, rozumie i zna ichtiologie czy hodowle – nie można powiedzieć, że nie zna się w temacie, jest cienki i byle jaki. Ewentualnie można powiedzieć, że wszystko z nim ok, ale po prostu w danym typie gospodarstwa jeszcze niewiele pracował. Przykładowo, wiedza ichtio na wysokim poziomie, o pstrągówce konkretnie opanowana, 2-3 miesiące praktyk na gospodarstwie – jak mniemam ktoś taki na gosp.pstrągowym sobie poradzi, dobrze rokuje. Teraz postawmy się w roli pracodawcy – wszystko pięknie ładnie, cud pracownik się szykuje no ale staż mały, ciężko komuś takiemu zaufać. O ile pracodawca sam jest ichtiologiem, jakim problemem jest pogadać z potencjalnym pracownikiem szczegółowo i konkretnie, sprawdzić czy faktycznie ma pojęcie, obejść z nim gospodarstwo, wypytać od A do Z o wszystko. Ichtiolog ze stażem przy długiej i bogatej rozmowie na pewno wychwyci ''braki'' i lanie wody… Doświadczenie, te pojęcie warto rozważać na chłodno i z otwartą głową, czego wszystkim życze. : )
Jeśli chodzi o uwagi w poprzednich wpisach tego tematu - bez obaw, jeśli ktoś siedzi przy rybach lat naście, np. naprawdę wie coś o chorobach, a nie tylko to z jakiej książki kiedyś o tym czytał. 😉
Co do kwestii samych zarobków i specyfiki pracy.
Obserwując podejście pracodawców w branży i ich ogłoszenia, wnioskuje, że wielu nie potrzebuje tak naprawę ichtiologa fachowca, który miałby merytoryczny wkład w funkcjonowanie firmy, coś do powiedzenia w kwestiach ichtio, przy planowaniu produkcji…Często jakikolwiek głos u młodszego ichtiologa jest traktowany przez szefa na zasadzie podważa mój autorytet, ''co on pier….'', nie czuje się pewnie przy kimś takim bo przecież ja tu rządze. Pracodawcy tak naprawdę często szukają pracownika fizycznego od wszystkiego a nie ichtiologa.
I co z tą kasą i co z tą płacą…. Odnosząc się do m.in. autora tego tematu. Proponuje pracodawcom postawić się w sytuacji pracownika/ichtiologa. 240 h + nadgodziny za 3000 zł? 10 za 1 h czy może 12? 😊 Jak tani Ukrainiec który po 3 miesiącach ucieka od polskiego pracodawcy za pracą do Niemiec. Brzmi to trochę tak. Pseudokapitalista szuka fachowca który nie spierd… niczego na obiekcie w połączeniu z murzynem bo tani…połączenie idealne! Oczywiście tylko dla pracodawcy! 😊 Tyle, że robicie w ten sposób z ichtiologa co najmniej kretyna. To są szczyty. Nie porównujcie 2018 do tego jak było w branży 15 – 20 lat temu. Inne czasy inny świat. Jeśli jakiś kretyn zgadza się robić 300 za 3000 super dla was (pracodawców), ale nie róbcie z marginesu normy… Nie mówię już o patologii typu proponuje ci na początek w porywach 2500, bo 2500 było dobre naście lat temu. Takie propozycje to wręcz wstyd i bardzo niziutkie traktowanie drugiego człowieka.
3 tysiaki za mase godzin pracy plus często godzinki poza limitem (który dla pracodawców często w zasadzie nie istnieje) to zdecydowanie ani dużo, ani godnie. 12 – 13 za godzinę za ciężką robotę? Brzydko określając, ale ktoś tu myli ichtiologa z Ukraińcem (nie mam nic do Ukraińców, posługuję się slangowym tekstem używanym często przez omawianych pracodawców). Ujmę to tak, pracodawcwo jak nie stać cię na dobrego pracownika, rób sam albo weź jakiegoś 18 - 19 latka po zawodówce . Aktualnie w żabce mają 15 na łapke, w biedronce na magazynie na start 3200 brutto. Wymogi? Dwie ręce, wykształcenie jakiekolwiek mile widziane, ale absolutnie niekonieczne.
U nas powinno wyglądać to tak. Minimum 3500 za normalny czas pracy. Za to jeśli już ktoś miałby pracować 240 – 250 h w miesiącu plus nadgodziny i zgadza się na taki stan rzeczy….3000 wygląda dosyć blado. Coś koło piątki brzmi dobrze. Na swoim przykładzie dodam, że pracy się nie boje, w różnych warunkach o różnych porach – mam z tym do czynienia od wielu lat. Prosta zasada, dobra praca, potem dobra płaca…Szef ma dobrze, firma dobrze stoi, to i ja tak samo. Co też oczywiste bez godnych zarobków nikt nie poczuje się częścią firmy, nie będzie się z nią utożsamiał czy zwyczajnie starał się dla jej dobra. Praca 5 dni w tygodniu. Ichtiologia 5 dni w tygodniu, w weekendy tylko w nagłych przypadkach. Do obsługi obiektu, karmienia etc. na weekendy inny pracownik.
Znam właścicieli firm, którzy w różnych branżach uwielbiają zwyczajnie kłamać na temat tego ile mogą zapłacić pracownikowi, tak by oni nie zbiednieli i druga strona była zadowolona. Najlepiej mieć 2 chaty, 3 fury, wszystko top lux i mówić sory, jest biednie, stać mnie tylko na najniższą krajową dla pracownika. Stać takiego na wiele, ale to jego firma, jego cyrk jego małpy 😊. Ładowanie kabzy na tyle ile to możliwe, łupić wyzyskiwać jak dobrego niewolnika, na tyle ile pozwala prawo a samemu pławić się w luksusie. Rynek pracy się zmienia i pracownik szczególnie fachowiec jest poszukiwany (w końcu)! Następująca sytuacja ma miejsce gdzieś generalnie od 2 lat - często pracownik mówi szefowi wprost, lubię tu pracować, wszystko gra, ale rynek mnie chce zabrać a ja nie chce wcale odchodzić, bo konkurencja płaci więcej, podwyżka (często znaczna) albo odchodzę. I co? I pieniądze często jakoś się znajdują. To nie było ich wcześnie tylko raptem wpadły do kieszeni przedsiębiorcy? Ściema na ściemie.
Byłoby chyba na tyle, owocnych, głębokich i prawdziwych przemyśleń życzę jako tegoroczny absolwent i obserwator środowiska z punktu widzenia młodego (wiekiem) ichtiologa. Pozdrawiam serdecznie wszystkich z branży.
Re: Szukający pracy - wasze wymagania i oczekiwania.
Wysłany:
Czw Cze 21, 2018 12:29 am
przez ElRybako
''Jeżeli naprawdę uważasz, że w rybactwie da się pracować w takim reżimie czasowym jak w innych branżach, to od razu zacznij szukać pracy poza rybactwem. Albo lepiej pokaż rybom kalendarz z dniami pozaznaczanymi na czerwono i bardzo powoli powiedz im "zapamiętajcie sobie raz na zawsze".
Naprawdę ryb nie da się wyłączyć i nie poczekają na finisz jak śrubki w castoramie? Kurcze, no nie wiedziałem. W wielu branżach czas pracy nie jest określony w sztywnych ramach czasowych. Nie oznacza to jednak, że pracownik ma być 24/7 uwiązany do firmy na każde skinienie - to rozwiązanie idealne, oczywiście tylko dla pracodawcy. Pon - pt. praca ichtiologa, w weekend proste czynności realizuje ktoś ''w zastępstwie'' a ichtiolog leci do firmy w razie W w nagłych przypadkach. Rozumiem, że zatrudnienie pracownika do pokarmienia i sprawdzenia paru spraw na weekendy jest awykonalne? Nie ma takich specjalistów na rynku czy po prostu szkoda by pare banknotów wypłynęło z kieszeni przedsiębiorcy? Tak ''dla zdrowia i dobra branży''?
''Nie do końca rozumiem. Jest zapotrzebowanie na absolwentów, czy jest zapotrzebowanie studentów?''
Czyli nie rozumiesz, że jeśli ktoś po zawodówce na magazynie w markecie zarabia tyle co ichtiolog pracujący w zawodzie po studiach... Delikatnie mówiąc źle świadczy to o branży? Nie stymuluje i nie zachęca do rozwoju? Degraduje rangę ichtiologa i mało motywuje do czegokolwiek, tym bardziej starań na rzecz firmy? Nie mów mi, że płace ustala niewidzialna ręka rynku czy żelazne prawa ekonomii opierające się i wynikajacę z matematycznych zależności ekonomicznych. Czysty wolny rynek jako całokształt...taaa piękny sen. Raczej wiele porozrzucanych niespójnych i sztucznie regulowanych części - taki jest obecnie świat zachodni i UE. Na płacę ma wpływ masa czynników w tym czysto ludzkich, chociażby mentalność przedsiębiorcy. Nie napisz też jeszcze czasem, że wszyscy przedsiębiorcy są uczciwi a pojęcie wyzysku nie istnieje, bo padnę na kolana ze śmiechu. Często jeśli sam sobie czegoś nie wyszarpiesz, to guzik masz. O sztuczności i braku zasad ekonomii w wielu branżach w kraju można by tu książkę napisać.
Nie można też szukać kozła ofiarnego w jednym miejscu, ponieważ zwyczajnie na wynagrodzenie pracowników w branży, ich rozwój czy satysfakcję wpływa wiele spraw i różne grupy z branży. Sytuacja na uczelniach/ z absolwentami nie wynika tylko z ''zaniedbań kadry'', wszystkie ogniwa branży mają swoje za uszami w tym i pracodawcy - bo jak sam piszesz, pewne prawa i zasady są ze sobą powiązane, tak samo jak różne grupy w branży. Nie można z jednej strony robić z kadry nieudaczników (co wynika z wypowiedzi przedsiębiorców) a z drugiej osoby które mają przeogromny wpływ na kształcenie przyszłych kadr ichtiologów i rozwój branży czy jej stan - wyjątkowo te zarzuty kupy się nie trzymają. Poza tym to brzmi jakby grupy przedsiębiorców/hodowców wcale ale to wcale nie mogły wpłynąć na sytuacje...
''Hm, kiedyś pojechałem pracować w USA. W pierwszym dniu pracy powiedzieli mi wyczyść rurociąg zapchany przez rozkładające się ryby. Zapytałem "ja", a Beverly odpowiedziała "a kto"?
Rozumiem, że ten przykład jest obiektywnym spojrzeniem na branże za granicą? Obiektywizm przede wszystkim.
''I co potrafisz kierować grupą ludzi? Tam cię nauczyli? Tak przy okazji co rozumiesz przez "zadania ichtiologiczne"?
Może i ''trochę tam''. Z racji pełnionych funkcji i doświadczenia ''coś się potrafi''. Dopóki na własne oczy nie zobaczysz nie przekonasz się, więc wymiana argumentów tutaj raczej mija się z celem. Wymieniłem co nie należy do zadań ichtiologicznych (sprzątaczka, elektryk, spawacz etc.), pomogę za pomocą np. linka (by nie tworzyć tu top listy) co należy (tego typu informacji w sieci jest sporo) -
https://usosweb.uwm.edu.pl/kontroler.ph ... =0601-SI-R Napiszesz z pewnością, że uczelnie/szkolnictwo wyższe nie może regulować strikte samodzielnie i sztucznie tego, co człowiek robi w swoim zawodzie po studiach wyższych. Tak się składa, że jeśli reguluje to pracodawca, często ichtiolog staje się raptem wielofunkcyjnym tanim i praktycznym narzędziem, co jest niebywałą zaletą tyle, że dla jedynie dla jednej ze stron. Jeśli miałby regulować takie sprawy tylko przedsiębiorca, byłoby to tak samo skrajne jak ustalalnie ''kodeksu zadań'' tylko przez uczelnie. Kompromis i wypośrodkowanie wydaje się być słuszne. Jakiś kanon czy specyfikę pracy w każdym zawodzie należy zachować.
''To bardzo fajne. Jest taka sekta wierząca w Centrum Akwakultury. Popytaj może tych z przed paru lat, tzw. "dziełowców", jak to się skończyło.''
Z Centrum temat jest skomplikowany i szeroki. Znam ''zeznania'' wielu stron sprawy. A Ty? Wielu zachowań też nie pochwalam, a jednego z dziełowców znam osobiście. Nie byłoby rozsądnym z powodu incydentu który masz na myśli odrzucać to co pisałem o Centrum w moim pierwszy poście i spychać na margines.
''To co napisałeś w tym akapicie to piękny dowód na indoktrynację. Zawsze jest wśród młodych ludzi grupa "wierzących", którzy nie chcą wierzyć w to co jest nieodległym faktem.''
To raczej dowód na normalność, na istnienie ''prawidłowego obrazu'' branży. Ktoś kto siedzi w branży od 20 lat ma raczej już ten obraz monotonny i mocno zakotwiczony w danym punkcie. Stąd często przydaje się nowa świeża krew, inny punkt widzenia, zmiany... Być może ktoś w średnim wieku i między "teorią i nauką'' a "praktyką i przedsiębiorcami" posiada punkt widzenia i wyważony i obiektywny. Chłodniej i ostrzej zarazem patrzy na wiele spraw - jest ''mało skrzywiony'' przez jedną konkretną grupę. Gdybym nie wiedział jakie są realia w branży lub byłyby świetnie cudownie idealne nie pisałbym tego posta. Chyba całkiem logiczne.
''Wie w skali akwarystycznej, nie technicznej.''
Jak pisałem wyżej, akwarysta czy ktoś z ''takiej skali'' to nie ichtiolog. Zbyt mały zakres wtajemniczenia. Nie mówimy tutaj na opieraniu się o 5 m eksperymentalne obiegi wody z zerową opłacalnością ekonomiczną... Nikt z głową na karku nie będzie przygotowywał się pod prace w branży przed/na/po studiach kierując się skalą akwarystyczną, wręcz odwrotnie. Z drugiej za to strony, osoba która rozumie jak działa mały obieg ''ekosystem'', ma odpowiednią wiedzę/wyobraźnie/praktykę jest w stanie przenieść to na dużą skale, czyli np. na to jak funkcjonuje jezioro czy hodowla.
''Jedna z najstarszych i najbardziej podstawowych zasad ekonomi (a uczą was tam jeszcze ekonomii?) jest taka, że warty jesteś nie tyle ile chcesz, tylko tyle ile naprawdę ci zapłacą. I wierz mi, że dobry ichtiolog nie zarabia 3500, ale najpierw musi udowodnić, że coś potrafi. Ja stosuję prosty system powiązania zarobków z efektami pracy.'' Tutaj się ze sobą w końcu prawie zgadzamy. Masz rację, twoja praca jest tyle warta ile ktoś za nią zapłaci. Nie zrozum mnie źle, nie chodzi o to, że ktoś tutaj boi się ubrudzić w pracy czy obawia się ciężkiej pracy. Chodzi o płace adekwatną do pracy i wolny czas potrzebny do egzystencji dla człowieka którego życie nie kończy się na firmie. Ekonomii uczą nas aż za dobrze i boleśnie. Ekonomia jednak przy obecnych dynamicznych czasach jest wielkim modelem mocno teoretycznym. Świat i gospodarka są tak zaawansowane, że ekonomia którą "my znamy" zwyczajnie tego nie obejmuje. Czy uważasz, że w XXI w i obecnym systemie naprawdę o zarobkach decydują czyste zasady ekonomii (wspominałem o tym wyżej). Dodaj jeszcze mentalność ludzką, chęć jak najszybszego wzbogacenia się, wyzysk (wydoić na tyle ile prawo pozwala bo na pewno nie godność), pseudokapitalizm etc itd...i wtedy dostaniesz prawdziwy obraz tego co kształtuje i tak naprawdę wpływa na zarobki. Jeden przedsiębiorca ma i chce dać uczciwie zarobić, inny mając równie sporo absolutnie nie i jeszcze zarzeka się, że firma jest na granicy bankructwa i wielka bieda.
''Tak przy okazji, podpisałbyś umowę o pracę na warunkach, które obciążają cię materialnie za błędy, które popełnisz?''
Oczywiście, że bym podpisał. Ewentualna wina musi być oczywiście ewidentna i udowodniona. Jednak nigdy nie podpisałbym od razu w nowej firmie, dopiero jak pozna się szefa i specyfikę firmy/ gospodarstwa - w innym przypadku istnieje zbyt duża szansa na wałek i wsadzenia na minę. Z drugiej strony wiem i rozumiem, że na początku pracy jest i największa szansa na wpadke. Jak zwykle medal ma dwie strony.
''To tyle. Bardzo starałem się w swoich odpowiedziach nie dotykać personalnie osób, które przez ostatnie parę lat wciskały ci ciemnoty, w które chciałeś wierzyć. Oni są w tym naprawdę dobrzy.
Ale na końcu jest normalne życie. Ono weryfikuje i to zwykle bardzo twardo. Niestety o tym przekonasz się za kilka lat, tylko najpierw stracisz te kilka lat.
I Post Scriptum, fajne wypracowanie, tylko ono zupełnie nie będzie miało wpływu na twoje przyszłe zarobki. Oczywiście chciałbym się mylić, ale bardzo rzadko się mylę.''
No popatrz popatrz, mi też wielu mówi, że rzadko się mylę, przy okazji komplementując inne cechy o tym świadczące. Twoja wypowiedź pachnie trochę czymś w stylu ''jedyna słuszna racja i prawda o środowisku rybackim" podparta Twoim zdaniem, które jakby wynikało z tego, że znasz wszystko i wszystkich, od "technika po profesora'' czy ''brygadzisty po szefo milionera''. Prawdę znasz tylko Ty, ale wątpię żeby tak było - w końcu też rzadko się mylę. W mojej opinii podpartej bez większego zagłębiania się czym, głównie dokładnymi obserwacjami, ludzie po rybactwie (studiach) radzą sobie bardzo rozmaicie, stąd też różnorodność zarobków i szansy ''wpłynięcia na swoje zarobki''. Nie każdy po studiach to młotek, tak jak 50 czy 20 lat temu tak i aktualnie, są i drobne pijoczki, są i średniaki które chcą tylko odbębnić studia, są i ci którzy mają ambicje i cel być dobrymi i takimi są. Chociażby mnogość firm i pracodawców sama w sobie determinuje i różnicuje mocno zarobki.
Cudownie, że rynek sam w sobie weryfikuje. Bez tego nie mielibyśmy eliminacji słabych ogniw, lawirantów i pozerów. Naga prawda zawsze wyjdzie na wierzch.
Doskonale wiem kto i kiedy z kadry wciska kit czy jak wolisz ciemnoty mi, moim koleżankom i kolegom, czy przedsiębiorcom. Wierz mi, część ''ogarnięta'' z głową na karku zdaje sobie z tego sprawę, rozmawia głęboko między sobą, dostrzega istotne niuanse, wie co z czym się je i jest świadoma. Patrzy na ręce, ruchy i usta, czy jak kto woli spójność sens i logikę słów i czynów plus co ważne odzwierciedlenie tego wszystkiego w realiach zwanych praktyką. Słowo klucz- świadoma. Żeby być obiektywnym, napisze, że i z ''drugiej strony mocy" (choć to jedna branża więc i jedna strona) wiemy kto i kiedy z przedsiębiorców, hodowców, rybaków czy ludzi mających cokolwiek wspólnego z rybami wciska kit. Wypunktować na in plus i in minus można zarówno i kadrę i przedsiębiorców. Świadomi. ;) Mam nadzieje, że nie tylko dla mnie bycie krytycznym (klepanie się po plecach i omijanie prawdy na bok) jest ważnym elementem dla normalności funkcjonowania, zauważenia problemów czy zwyczajnie postępu w wielu różnych środowiskach. Każda grupa i grupka w branży rybackiej powinna uderzyć się w pierś.
Pozdrowienia
Re: Szukający pracy - wasze wymagania i oczekiwania.
Wysłany:
Czw Sie 23, 2018 2:57 pm
przez Wojciech Rożek PPPU-H LEŚNIK
Witam
Z zainteresowaniem śledzę ten wątek od jego początku, nie tylko z powodu znajomości jego Autora (Pozdrawiam Tomku:-)) który walcząc z kasarkiem w ręku realnie próbuje ocenić swoje możliwości zatrudnienia wartościowego pracownika, ale także z powodu "polskiej mentalności" która dotarła również na nasze rybackie podwórko...
Myślę że sam; po ukończonym PTR-yb, następnie UWM Olsztyn a następnie będąc do chwili obecnej przez 19 lat pracującym w zawodzie (od rybaka połowowego zaraz po studiach, przez kierownika - ichtiologa na stanowisku w kilku firmach rybackich, po "prywaciarza" zatrudniającego 3 osoby w swojej firmie - mogę zapytać Was "Poszukujący" pracy o jedną kwestię:
- dlaczego w swej wiedzy na tematy wszelkie (każdy porusza temat ekonomii - zna stawki, godziny, ceny itd, prawa pracy - ilości godzin, nadgodzin, premii itd, rynków pracy za granicą etc) nie piszecie o tym CO konkretnie chcecie zaoferować w zamian za daną pensję? Czym jesteście w stanie podnieść dochody firmy w której poszukuje się fachowca? Jak jesteście w stanie odnieść te dochody do nakładów na np zakupy dodatkowych materiałów i roboczogodziny "kasarkowych" które należy ponieść aby wdrożyć Wasze pomysły? Może najpierw warto zobaczyć firmę, gospodarstwo; jego specyfikę i możliwości? Pamiętajcie że pracodawce nie stać na ryzyko "inwestycji w obietnice słowne" na zasadzie - mój pracownik czytał w mądrej książce albo widział na zdjęciach.... Niestety prawdziwa ekonomia wychodzi na koniec roku - gdy efekty widać na koncie.
Myślę że mamy niepowtarzalny zawód, który powoli odchodzi w zapomnienie - a szkoda. Nie jest to fach gdzie sukces przychodzi łatwo, ciężko też o jego powtórki.
Oczywiste - są przypadki gdzie komuś "spadło coś w spadku w prezencie" ale znając mnóstwo PRAWDZIWYCH rybaków zarówno tych bogatych jak i tych mniej bogatych, wiem jedno - wszyscy oni wypracowali sobie swój majątek przez wiele sezonów ciężkiej pracy i dlatego ten dorobek cenią. Jeżeli komuś naprawdę "po drodze" jest zarwać niejedną nockę bez jej zaplanowania, jeśli ktoś kocha naturę i docenia jej bliskość w naszym fachu, jeśli nie boi się urzędasów, przyduchy, śryzu na kratach, kormoranów, czapli, złodziei, braku urlopu itd - zawsze znajdzie w rybactwie godziwe wynagrodzenie adekwatne do umiejętności i pełną michę:-))).
A jeśli czeka na 8h dziennie, oklaski i stawki z górnej półki - to nie ma dla niego miejsca w zawodzie tak ściśle związanym z naturą i niech od razy rozważa bardziej przewidywalne i dochodowe kierunki studiów. Za moich czasów na UWM kiedyś było "Zarządzanie i Marketing" a niedaleko w mieście "Seminarium"...... :-)))
Pozdrawiam Wszystkich !
Wojciech Rożek