22.09.2011

- Kazimierz Wielki czy kazimierz mały

Na międzynarodowe spotkanie karpiarzy wybrano miejsce wyjątkowej urody, z pięknym hotelem i profesjonalną obsługą. Organizatorzy zapewnili sprawny przebieg obrad, kucharze smaczne dania, a wszystkiemu przez szklany dach holu sekundowało wrześniowe słońce. Nawet część artystyczno-wieczorowa była wyjątkowa - nikt nie czerpał kielichami na wyścigi 40%-owego trunku, bo... organizatorzy zaproponowali wino, do wyboru: białe albo czerwone. Nawet dało się porozmawiać z sąsiadem przy stole, bo muzyka, nie dość, że daleka od klimatów weselnych, to jeszcze dość dyskretnie i ze smakiem sączyła się do ucha z wnętrza instrumentów klezmerskiego zespołu. Po dwóch godzinach stołowych przyjemności nastąpiła zmiana charakteru na "polowy" - pod namiotem częstowano swojskim jadłem, lokalnymi nalewkami, a specjalnie zaproszona profesjonalna pani przewodnik opowiadała przy ognisku o historii i teraźniejszości Kazimierza. Podsumowując więc stronę organizacyjną - piątka z minusem. Skąd minus? Zabrakło odrobiny pomysłowości dla większej integracji rybaków z różnych krajów. Aż się prosi na przyszłość o zorganizowanie jakichś dowcipnych zawodów czy konkursu. Brawurowe wykonanie karpiowej solówki przez Martina Oberle z Bawarii pokazało, jak wielki potencjał towarzyski drzemie w ludziach, którzy chcą i potrafią się bawić.

A merytoryczny aspekt konferencji w Kazimierzu? Jak oceniają ją uczestnicy karpiarze?

Tematyka bardzo celna, nic dodać, nic ująć - KHV, kormorany, fundusze unijne na lata 2014-2020, marketing, inne tematy aktualne dla gospodarki karpiowej. Prelegenci zaprezentowali poziom zróżnicowany, ale większość przedstawionych materiałów wzbudziła zainteresowanie obecnych. Narzuca się jednak pytanie: Czy ta konferencja może mieć jakiś wpływ na poprawę sytuacji rybaków i ich perspektywy na przyszłość? Pytanie bardzo na czasie, bo - co bardzo symptomatyczne - dzień przed konferencją w "Rzeczypospolitej" ukazał się dramatyczny w swym wydźwięku artykuł, z którego cała Polska dowiedziała się o agonii 700-hektarowego gospodarstwa "Polesie" właśnie z powodu KHV. Podobne, choć mniej nagłośnione straty codziennie odnotowuje wiele innych gospodarstw za sprawą wirusa czy kormoranów. W tych kwestiach konferencja co prawda pokazała sytuację w różnych krajach, gdzie - poza małymi wyjątkami - systemy prawno-odszkodowawcze nie są bardziej przyjazne rybakom niż w Polsce, ale nie potrafiła wskazać skutecznych sposobów zaradzenia ogromnym problemom. Podobnie było też w kwestii losów przyszłych funduszy, w tym rekompensat wodno-środowiskowych. Tu największą słabością konferencji okazała się absencja władzy. Jeden minister, a właściwie wiceminister (Republiki Czeskiej) wiosny nie czyni. Organizatorom nie udało się, niestety, skutecznie zaprosić przedstawicieli Komisji Europejskiej i innych decydentów, którzy powinni być adresatami postulatów i naszych propozycji rozwiązań legislacyjnych na dziś i jutro. Zdaje się, że władza unijna uznaje dziś sprawdzony w naszym poprzednim systemie sposób stanowienia prawa na zasadzie: "O nas bez nas".

Bardzo mógł się natomiast podobać głos rybaków z Bawarii, którzy zdając sobie sprawę z małej siły naszej branży, potrafią działać rozumnie i konsekwentnie. Przedstawiciel ich towarzystwa rybackiego (VDBi) B. Feneis zabrał głos m.in. w sprawie uznania tradycyjnej hodowli karpia generalnie jako ekologicznej i unikania pogoni za kolejnymi certyfikatami, które jakoby mają nam pomóc w polepszeniu wizerunku.

Konferencja zakończyła się odczytaniem uzgodnionej wspólnej rezolucji, w której karpiarze wnoszą m.in. o wyodrębnienie osobnej osi priorytetowej dla rybactwa śródlądowego w przyszłej transzy funduszy unijnych. Po podpisaniu przez organizacje rybackie rezolucja ta zostanie przekazana właściwym czynnikom. Należy tylko zatroszczyć się, żeby czynniki te nie tylko były właściwe, ale też właściwie motywowane do jej zastosowania przy tworzeniu rozwiązań administracyjno-legislacyjnych. Ale to już nie jest rola konferencji, tylko nas rybaków i naszych organizacji.

Obiektywnie rzecz biorąc, spotkać się w Kazimierzu było warto, a czas pokaże, czy z perspektywy rybaków będzie "Kazimierz Wielki" czy "kazimierz mały".

Ps. Marzyłoby się jeszcze, by po takiej konferencji w mediach pojawiło się mnóstwo informacji o jej przebiegu, żeby Polska wiedziała, jak rzekł Laslo Varadi z Węgier, że karp to nasze marzenie, że jesteśmy z niego dumni, że kontynuacja jego chowu to zaszczyt.

Póki co, media milczą...

Redakcja PK





Odnoszę wrażenie, ze sprawa KHV powinna być rozwiązywana systemowo. Co to znaczy? Elementy tej sprawy powinny rozwiazywać organizacje do tego powołane:

Weterynaria Puławy - dr Żelazny z centralą czyli GIW powinni monitorować sytuację i określić sposób postępowania oraz środki zaradcze (?)

IRS RZD i inne ośrodki naukowe - opracować zasady hodowli gatunków niepodatnych na KHV. Skład gatunkowy, obsady, żywienie, ekonomika. Obserwacja i koordynacja działań w zakresie KHW w innych krajach.

Departament Rybactwa (mylnie nazwany Departamentem Rybołówstwa) - analiza prawna możliwości pomocy, opracowanie działąń administracyjnych, poszukiwanie wsparcia finansowego, ustalenie sposobu korzystania z takiego wsparcia.

Społeczne organizacje rybackie - koordynacja i wymuszenie działań ze strony innych, powyższych organizacji, ustalenie i organizacja pomocy ze strony rybaków (?) (materiał zarybieniowy), opodatkowanie sie na fundusz przetrwania.

To tak na początek, szczegóły muszą opracować specjaliści i zainteresowani.

Zygmunt Okoniewski





powrót