10.10.2012



Czy łososie zazdroszczą karpiom?


Holenderski National Institute for Public Health and the Environment wskazuje, iż skażonymi łososiami zaraziło się około 200 osób w samej tylko Holandii. Natomiast w Stanach Zjednoczonych od 1 lipca odnotowano 85 przypadków choroby. Amerykańskie władze sanitarne prowadzą śledztwo, czy to skażony łosoś mógł być przyczyną wybuchu epidemii. Holenderski National Institute for Public Health and the Environment zakomunikował, że łosoś pochodzi z holenderskiej firmy Foppen, która to sprzedaje ryby do głównych sieci handlowych w kraju i za granicą. Craig Wilson, wiceprezes działu bezpieczeństwa żywności w CostCo, dystrybutora rzekomo skażonych łososi zapewnił, iż natychmiast po uzyskaniu informacji od firmy Foppen wycofał całą partię tych produktów z półek sklepowych. Wewnętrzna kontrola przeprowadzona w CostCo nie dała dotychczas jednoznacznej odpowiedzi dotyczącej zakażenia mięsa. Choć nie wiadomo jeszcze, co było bezpośrednią przyczyną zakażenia, skażony łosoś prawdopodobnie był przetwarzany w fabryce Foppena w Grecji. Produkcja wędzonego łososia w fabrykach Foppena została wstrzymana, aż do zakończenia dochodzenia. Infekcja bakteriami Salmonelli przejawia się głównie w postaci gorączki, wymiotów oraz biegunki. Dalej procedury nakazały również kontrole na terenie hodowli skąd pochodziły później uwędzone łososie.

Tyle media. Tego rodzaju afery zdarzają się co rusz, a to z solą przemysłową, a to z suszem jajecznym, a to teraz z łososiem wędzonym... Jak wszyscy z łatwością zauważamy, sytuacje te dotyczą głównie żywności przetworzonej, a więc karp na te niebezpieczeństwa jest narażony dotąd w niewielkim stopniu. A co się stanie, gdy tendencja do zakupów karpia przetworzonego utrzyma się, a ryb żywych sprzedawać będziemy coraz mniej? Wiadomo, ryzyko afer związanych z zakażeniem mięsa na różnych etapach transportu, masowego uboju, przetwórstwa, ponownie transportu, a potem stosunkowo długotrwałej ekspozycji w sklepach, jest dużo, dużo większa niż przy bezpośrednich zakupach żywego karpia przez konsumenta.

Powinniśmy sobie też zadać pytanie, co stanie się, jeśli coraz więcej karpi trafiać będzie w formie przetworzonej do większych i mniejszych sklepów sieciowych? Czy do nas też może zapukać sanepid, policja, czy inna służba państwowa w trakcie śledztwa wszczętego z urzędu w sytuacji masowego zatrucia konsumentów? Jak powinniśmy być wówczas przygotowani na takie "odwiedziny", jakie dokumenty i wyjaśnienia zażegnają niebezpieczeństwo obciążenia nas jako hodowców odpowiedzialnością za chorobę setek ludzi?

Według wielu rybaków jesteśmy w tej chwili na etapie dyskusji o tym, czy karpiarze powinni mieć taki, czy inny certyfikat, co ewentualnie powinno być przedmiotem audytu, a także jaki autorytet i w jakim trybie powinien potwierdzić, że produkujemy karpie w sposób bezpieczny.

Póki co łososie zazdroszczą pewnie karpiom spokoju, ale może to tylko pozory. Może karpie już przeczuwają, że zamiast spokojnie trafić na świąteczny stół, znów będą bohaterami happeningów urządzanych przez tzw. obrońców praw zwierząt, których przedstawiciel wyraźnie zdeklarował, że nie interesują go argumenty rybaków i naukowców, że karp bez wody nieźle sobie w pewnych warunkach radzi. On na spotkaniu w Żabieńcu w grudniu 2010 roku wyraźnie zdeklarował, czego świadkiem był również Krzysztof Jażdżewski - Z-ca Głównego Lekarza Weterynarii, że interesuje go tylko jedno - zlikwidowanie sprzedaży żywych ryb. Trudno nie zauważyć, że wdrożenie tej idei byłoby nie tylko wodą na młyn dla przetwórni i handlujących wysoko przetworzonymi rybami spoza naszej granicy, ale odbiera również naszym konsumentom najbardziej bezpieczną, bo najbardziej świeżą formę mięsa ryb w postaci żywego karpia.



Redakcja PK


Zapraszamy do aktywnego uczestnictwa w dyskusji. Czekamy równieź na propozycje nowych tematów, które mogłyby być podjęte w naszych publikacjach. Zarówno komentarze, jak i propozycje tematów moźna przesyłać mailowo: redakcja@pankarp.pl









powrót