26.11.2012



Fakty i mity, czyli ryba złoto-ryba błoto


Sytuacja materialna rybaków śródlądowych przez lata obrosła wieloma legendami, a ekonomiczne oceny rybackiego biznesu różnią się między sobą diametralnie .

Na jednym biegunie ulokowała się opinia o doskonałej prospericie finansowej rybaków, którzy jeżdżą najnowszymi modelami markowych samochodów, na drugim, o bankrutujących gospodarstwach, porzucanych obiektach stawowych i komornikach krążących w imieniu wierzycieli. Jaka jest prawda i do czego możemy ją wykorzystać? Na początku należy uzmysłowić, przypomnieć sobie, że hodowla ryb obciążona jest dużym ryzykiem - nieprzewidywalnym przebiegiem kilkuletniego cyklu hodowlanego. Ta nieprzewidywalność nierzadko decyduje o sukcesie lub porażce hodowcy. Wystarczy klęska suszy, powódź albo choroba ryb, a cały misternie układany biznesplan bierze w łeb. Co prawda, ta nieprzewidywalna sezonowość dotyczy również innych rolników, ale hodowcom ryb – ni to rolnikom, ni to rybakom, trudniej sięgać po „klęskową pomoc”. Sezonowość dotyczy nie tylko zjawisk przyrodniczych, ale niestety również społecznych i rynkowych. Przecież sprzedaż prawie całej rocznej produkcji karpi w ciągu jednego grudniowego tygodnia, to nie lada wyzwanie. Wyzwanie coraz trudniejsze, obarczone coraz większym ryzykiem. , Nieprzewidywalność negocjacyjna sieci wielkich sklepów podczas ustalania ceny i niestety również nieprzewidywalność negocjacyjna samych hodowców znacznie utrudnia karpiowy biznes. Można by się nawet zastanowić, czy przykład tego roku nie stawia go w ogóle pod znakiem zapytania. Czy jest w takim razie coś, co te karpiowe ryzyka mogłoby zrekompensować? Owszem, odpowiednia cena. Tyle, że tegoroczna absolutnie nie rekompensuje ryzyka. Mechanizm cenowy karpia rozchwiał się w ostatnich latach bardzo mocno, a co gorsza próby jego regulacji nie przynoszą spodziewanych efektów. Należy również zauważyć, że karp w porównaniu do innych ryb, w tym głównie importowanych, nie jest tani, bo i jego tradycyjna hodowla ( najczęściej w cyklu trzyletnim) również nie jest tania, a bez finansowego wsparcia skazana na stagnację.
W tym tyglu sezonowości żyją rybacy których możemy- dla potrzeb naszej analizy- ulokować na dwóch przeciwstawnych biegunach. Spróbujmy przeprowadzić krótką, bardzo ogólną ekonomiczną symulację na przykładzie 100 hektarowego obiektu o średniej wydajności.

Grupa pierwsza, której nie dotykają problemy zdrowotne ryb, wyhoduje około 60 ton ryby towarowej ( z własnego materiału zarybieniowego). Potem sprzeda tę rybę po 9,50 zł/kg i osiągnie przychód roczny ok. 570 tys. zł. Dodatkowo z funduszy unijnych otrzyma ( przez 5 lat ) rekompensaty wod-środ. w wys. 150 tys. zł. rocznie. Razem przychód wyniesie 720 tys. zł. Koszty natomiast wyniosą ok. 500 tys. zł. Dochód wyniesie ok. 220 tys zł.

Druga grupa rybaków, którą dotyka choroba ryb, wyhoduje ok. 20 ton ryby towarowej ( z materiału zakupionego). Sprzeda tę rybę po 9,5 zł/kg. Osiągnie przychód roczny ok. 190 tys zł. Na dodatek otrzyma ( przez 5 lat ) rekompensaty wod-środ. w wysokości 100 tys. zł rocznie ( jest w tzw. drugiej grupie rekompensatowiczów). Razem przychody to 290 tys zł. Koszty natomiast wyniosą ok. 300 tys. zł. Widać jak na dłoni, że przykładowa strata wyniesie ok. 10 tyś zł.

Nawiasem mówiąc grupie tej należy się tytuł Rybaka Roku, a może Rybaka Dekady, za niezłomną, nieraz bardzo samotną walkę, z przeciwnościami losu.
Oczywiście, co trzeba podkreślić, wyżej opisana, uśredniona symulacja jest to bardzo ogólna, , a realna kondycja materialna poszczególnych rybaków często bardzo znacznie od niej odbiega. Chcę tylko pokazać diametralnie różniące się sytuacje ekonomiczne gospodarstw rybackich, które są faktem. Z premedytacją do przychodów dodałem rekompensaty wodno-środowiskowe, aby podkreślić ich ważną rolę w rybackim budżecie, chociaż zdaję sobie sprawę, że są to rekompensaty i że wkrótce się skończą. Oczywiście między tymi dwiema grupami istnieją dziesiątki innych pośrednich i krańcowych, bardziej skomplikowanych wariantów.

Jakie wnioski wyłaniają się z tych symulacji ?

Po pierwsze, bez finansowego wsparcia ( rekompensaty wod-środ. lub dopłaty bezpośrednie ), gospodarstwa karpiowe nie wytrzymają konkurencji cenowej.

Po drugie, karpiarze powinni zacząć rozglądać się za dywersyfikacją dochodów i tu przykładowąnadzieją, ale tylko dla niektórych obszarów, były Lokalne Grupy Rybackie. Niestety dziwna polityka niektórych samorządów wojewódzkich na tyle skutecznie blokuje rybackie inicjatywy, że prawdopodobnie znaczna część pieniędzy z IV Osi odpłynie w siną dal....

Po trzecie, karpiarze powinni, poprzez działania promocyjne, podtrzymywać tradycje świątecznej konsumpcji karpi, bo tam jest nadal główny odbiorca naszej ryby.

Po czwarte, nie możemy działać w naszej branży bezrefleksyjnie. Zastanawiajmy się nad tym jaki, wciąż zmieniający się, świat ekonomiczny i społeczny nas otacza, bo musimy mieć ekonomiczne rozeznanie jaką drogą jutro kroczyć i jaką drogę wskazywać naszym następcom.



Redakcja PK


Zapraszamy do aktywnego uczestnictwa w dyskusji. Czekamy równieź na propozycje nowych tematów, które mogłyby być podjęte w naszych publikacjach. Zarówno komentarze, jak i propozycje tematów moźna przesyłać mailowo: redakcja@pankarp.pl









powrót