W poszukiwaniu chińskich karpi


Na przełomie lutego i marca odbyłem dwutygodniową podróż śladami chińskich cesarzy. Przemieszczałem się pociągami - tymi zwykłymi i tymi wielkich prędkości, a także autobusami, metrem, stateczkami i łódkami, a w końcu też rikszami w trójkącie Pekin – Xi’an - Szanghaj ( łącznie ok. 3 tys. km). Przy okazji tej fascynującej "podróży w czasie", pilnie wypatrywałem chińskich karpi. W końcu Chiny to kolebka udomowionego karpia, uważanego tam za symbol szczęścia, a te ich 2-3 miliony ton rocznej produkcji gdzieś musi przecież pływać. No i właśnie - karpie można spotkać wszędzie. W muzeach – z brązu, kamienia, gliny, czy kości. Na pergaminach i arcy kunsztownych i bardzo drogich obrazach "wyszywanych" jedwabną nicią. Można też je zobaczyć wśród turystycznych pamiątek na prowincjonalnych bazarach i na półkach luksusowych sklepów, a także w akwariach wykwintnych restauracji i... w "bocznych" uliczkach wielkich miast w wiadrach z wodą - w cenie 14 juanów za kilogram (1 juan= 0,6 zł.). Oczywiście można w Chinach również spotkać karpia kolorowego we wszystkich barwach tęczy - w sadzawkach i oczkach wodnych. Najstarszego karpia z okresu dynastii Xia z ok. 1600 lat p.n.e., w formie odlewu z brązu, znalazłem w Muzeum Szanghajskim. Najsmaczniejszego za to kosztowałem w restauracji w Xi’an, z przepisu pana Li. Wielkości pewnie do 1 kilograma. Smażonego, w sosie słodko kwaśnym, bez ości, podawanego z głową, jedzonego pałeczkami, co po kilku dniach prób i błędów, nie stwarzało mi większego problemu. Chińczycy spożywają rocznie 33 kg ryb na osobę. Karpi ok. 2 kg/osobę. Na trasie mojej podróży spotkałem setki stawów i stawików, najwięcej w dolinie rzeki Jangcy. Teren pokryty arkisolami, z intensywnymi procesami wymywania gleby, obfituje w wodę i gdzie tylko można, chińczycy zakładają stawy. Są to na ogół dzierżawy, ponieważ w Chinach ziemia jest własnością państwa i chyba nasz minister rolnictwa też odwiedził Kraj Środka, bo zaczyna w Polsce preferować system, w którym państwo wie lepiej od rolnika, jak gospodarować i uprawiać ziemię. Chiny to wielki kraj, który kipi bogactwem w luksusowych dzielnicach wielkich miast. Ze wspaniałymi autostradami, lotniskami, kolejami wielkich prędkości, drapaczami chmur, funkcjonalnym metrem w każdym większym mieście. Wieś przenosi się do miast. Już mało kto pracuje za przysłowiową miskę ryżu. Nowe wysoko piętrowe osiedla mieszkaniowe powstają jak grzyby po deszczu. Co prawda ponad 60 mln mieszkań stoi pustych, bo cena mieszkań jest 10 razy wyższa niż w Polsce i coraz głośniej mówi się o bańce na rynku nieruchomości, która może lada chwila pęknąć. Na prowincji, gdzie mieszka połowa Chińczyków, nie jest już tak bogato, a czasem bardzo biednie. Czy popyt wewnętrzny zrównoważy słabnący eksport? Pożyjemy, zobaczymy. Na razie Chińczycy chlubią się szybkim rozwojem, ale niestety dzieje się to często kosztem naturalnego środowiska. Bez szemrania też znoszą ograniczenia swobód obywatelskich. Kiedy wiec samolot po trzynastu godzinach lotu zakołował nad Okęciem, a ja przez okienko zobaczyłem stawy karpiowe w Żabieńcu, to uświadomiłem sobie, że jestem chyba najszczęśliwszym człowiekiem spośród pół tysiąca pasażerów, a chińskie karpie są na szczęście dla polskich hodowców bardzo, bardzo daleko.



Redakcja PK


Zapraszamy do aktywnego uczestnictwa w dyskusji. Czekamy również na propozycje nowych tematów, które mogłyby być podjęte w naszych publikacjach. Zarówno komentarze, jak i propozycje tematów można przesyłać mailowo: redakcja@pankarp.pl









powrót